Wilcze Echa

O krótkości życia

Tytuł wpisu intencjonalnie powiela tekst Seneki Młodszego. On pisał go niemal dwa tysiące lat wcześniej, cóż to jednak dwa tysiące lat? Ani nawet nie sto pokoleń albo czterdzieści niezbyt długich żywotów ludzkich. Czterdzieści mgnień oka - poklipało oko i dwa tysiące lat upłynęło nie wiadomo kiedy. Tezą Seneki było, że życie wcale nie musi być krótkie, a staje się takie, kiedy jest marnotrawione. Życie przeżyte odpowiednio, życie spędzone w towarzystwie mędrców - ono trwa akuratnie. Chłop miał rację co do marnotrawienia, lecz zbawienny wpływ towarzystwa filozofów umrzyków zdaje mi się wątpliwy. Trwanie akuratne ciężko zweryfikować dopóty zegar się nie zatrzyma, a wtedy ci, co mety dobiegli, nie są skorzy do komentarza. Chyba że są właśnie filozofami, albowiem wtedy na komentarz silą się, nie dobiegłszy jeszcze nigdzie. Tak jak i ja.

Życie upływa - fakt to niezaprzeczalny. Z każdą sekundą mamy go mniej w zapasie. Kolejny rok, kolejne urodziny; kolejny krok ku mogile. Spostrzegłem pewnego dnia, że życie skraca się tak naprawdę z obu stron. Oto nie tylko człowiek jest coraz starszy, a przez to coraz bardziej umarły. Wraz ze starzeniem z większym pesymizmem ocenia położenie swojej mety.

Gdym miał lat dziesięć, myślałem sobie: jedna dziesiąta za mną.

Gdym miał lat dwadzieścia, myślałem sobie: no, ćwiartkę już mam za sobą.

Dobiegam lat trzydziestu i myślę: jak dobrze pójdzie, to to jeszcze nie półmetek; a za klepsydrę służy mi liczba pozostałych włosów na głowie.

Faktycznie, życie płynie szybciej lub wolniej. Im dłużej płynie, tym jakoś nabiera rozpędu. Mówią, że to przez perspektywę - dla pięciolatka rok to nie w kij dmuchał; dla pięćdziesięciolatka to już nic wielkiego. Mówią, że to przez brak nowych doświadczeń - dla pięciolatka wszystko jest nowością; dla pięćdziesięciolatka wszystko już było. No i mówią jeszcze mnóstwo innych rzeczy, i chyba mają rację. Ale i nawet zważywszy to wszystko, życie i tak jest krótkie. Wydłużać je można, lecz wciąż będzie mgnieniem, przeto łatwo roztrwonić je, czas dany inwestując przy tak lichej stopie zwrotu. Spowalniać je warto, jednak w końcu i tak nastaje wieczór, po czym osiem godzin kradnie nam złodziejski sen. I kończy się to wszystko niechybnie i definitywnie.

Jeśli jednak tak się przyjrzeć uczciwie, to owo życie krótszym jest niźli powinno. To stąd, iż pada ofiarą złodziei. Och, wielu jest rabusiów, na życie łasych i okrutnych w swej chciwości. Zęby mają długie i łapy szponiaste, co by im ofiara uciec nie mogła. Kły kryją jednak za uśmiechniętymi maskami, a palce z pazurami chowają w eleganckich rękawiczkach. Udają przed nami darowaczy, hojnych i troskliwych. Dają nam osiem godzin pracy dziennie. Dają nam paciorki, które za te godziny możemy sobie kupić. Dają nam usługi, na które godziny te możemy przeznaczyć. Dają nam magiczne, kolorowe zwierciadełka, którym oddawać możemy resztę naszych godzin. Czas to pieniądz - tak mawiają niektórzy. Kłamią, albowiem pieniądz krąży w koło, a rzeka czasu ma jeden kierunek. Jedyną walutę, jaką naprawdę posiadamy i jaka ma jakąkolwiek wartość, potulnie dajemy sobie odbierać cinkciarzom. Niektórym zdaje się, że wymieniają ją i coś zyskują. Błądzą jednak, wszak człowiek tylko biednieć może. Stąd biedny ciężką pracą z biedy się nie wyrwie, a jedynie zdobędzie pieniądze. Ubóstwa z siebie nie zmyje, smrodu nędzy nie zamaskuje, albowiem im więcej perfumów będzie po sobie lać, tym mocniej fetor biedy wdzierać się będzie w nozdrza.